Oczykół
zajechał raz pod okno moje
swoim Oczykołem
Strach wielki, zły, obnażył kły
zabrzmiały dreszczy triole
wnet wzleciał i roztrzaskał dni,
już mierzę się z chochołem
za nami pasażer pozostał w dole -
spokojna, spogląda w naszą stronę -
milcząca,
Prawda w Oczykole
Scenę wnet z mroku nicości wyłania grzmot światła - niech stanie się teatr
Cztery postacie u sztuki zarania i cisza i bezruch w nich wzbiera
Wtem pęka i w pęd się zrywa namiętny Ta Pierwsza, lecz chaos ją gna
A gdzie liczb jeszcze brak tam i rytm niepojęty, na pomoc więc rusza jej Pan
Uszyty w garnitur na miarę swych manier doskoczył, ukłonił się w pas
Ta Pierwsza w rumieńce spłonęła i zwyczajem panien skruszyła się w spazm
Fatalny to romans - namiętnośc w ramionach tak chłodnych, jak chłodny jest czas
Krotka rzecz o wspinaczce i spadactwie by Oddself, literature
Literature
Krotka rzecz o wspinaczce i spadactwie
na szczycie w końcu zabrakło mi tlenu
i mgła jakaś dziwna skuła mówienie
na szczycie zabrakło nareszcie i snów
I gdy będę wspinał na szczyt ten się znów
Będę miał większe,
mądrzejsze życzenie
A to co pod spodem?
Zabrakło tlenu.
jestem zwierzęciem
co łaknie krwi
oddycha dymem
i z muz wściekle drwi
nigdy nie minę
jestem minięciem
jesteś powietrzem
zapachem snów
kimś, widmem we mgle
różnicą dwóch słów
jedno jest w piekle
drugie jest wieczne
jesteśmy trwaniem
co łaknie snów
czymś, dymem we mgle
różnicą dwóch dni
ja rodzę się dziś
ty jesteś wiecznie
na granicy słów
jesteśmy trwaniem
Król
Codziennym zwyczajem Króla jest zasiadanie. Ze stękiem i trzaskiem zasiada całymi dniami, raz po razie, a nierozłączne trzask i stęk roznoszą się mrożącym krew w żyłach echem, nie tylko po sali tronowej, ale po całym zamku. Na ten sygnał zawsze kuli się coś we mnie, źrenice rozszerzają się w gotowości
na pierwszej kartce było napisane
jak długo można to jeszcze wytrzymać?
po pierwszej kartce nastąpiła odległość
zbyt duża odległość
od czegokolwiek
po brzegi wypełniona
nikim innym
na drugiej kartce było napisane
niech ktoś mi pomoże
i po niej nie nastąpił ogólny żaden
i nastąpił ogólny
nie
i
na trzeciej kartce
też chyba miało być coś
napisane
Tęsknię często za rzędami
Tych cyprysów, w nieskończoną
Niekonieczność, ponad zanik
Prowadzących ot świadomość.
Za zapachem tej wieczności
W mgieł wzruszonych śpiew wtuloną
I za mżawką, z jej lekkości
Pijąc biłem złość spragnioną.
Tęsknię i za spacerami
Po koronach drzew i chmur i
Gwiazd płonących marzeniami
Wspanych w zwiewne wiatru chórki.
tęskno mi
* * *
Nie ma mgieł, cyprysów, mżawki,
W nieistnienia stosie śpiących
Skąd tęsknota, wspomnień
poezja nie istnieje
bo jako chwilowe
ułamkosekundowe
mrugnięcie do nasłuchujących
przerwa w transmisji zabłądzeń
i bezdomne echo
ona zdarza się raczej
wbrew trwaniu
zawsze tylko raz
i tylko jednocześnie
i tylko twarzą w twarz
i raz
za razem
wiecznie
Czasami warto, a zwłaszcza gdy zmierzcha,
Zachłysnąć się niebem, wpaść w siebie
Z powietrza,
Utonąć w jazgocie, do dna wypić chwilę
Pomylić się, zakląć świat pchlich pomyłek
Wśnić się w nieswoje i wzlecieć z kimś
Wyżej
Prześwietlić mdłe klisze i zemdleć od
Zbliżeń
I upaść i wzlecieć
I poić i bliźnić
I bluźnić i wilczyć
Krwią ziemię użyźnić!
* * *
Warto czasami, a zwłaszcza gdy świta,
Zapaść w sen dalszy,
b
czterdziesci procent zawartosci by Oddself, literature
Literature
czterdziesci procent zawartosci
pijany potykam się o próg
kolejnego zmroku
i nagle leżę
nagi i naga obok mnie
nadzieja
sina, sztywna i
zimna gdy dotykam
gdy po raz
(który?)
sprawdzam jej puls
niebo wgniata mnie
w beton i przestaje
chcieć
próbować
wstać
i z zimna zapominam
jak było wtedy kiedy nie było
teraz
wtem ona wstaje
nadzieja
podnosi się i wtyka w me usta
papieros
odpala
nawet nie otrzepuje się dokładnie
z siności i sztywności i tego zimna
odchodzi
za chwilę wstaję
wypijam do dna
tęsknotę co mi została po niej
która odeszła
i biegnę za ni
Oczykół
zajechał raz pod okno moje
swoim Oczykołem
Strach wielki, zły, obnażył kły
zabrzmiały dreszczy triole
wnet wzleciał i roztrzaskał dni,
już mierzę się z chochołem
za nami pasażer pozostał w dole -
spokojna, spogląda w naszą stronę -
milcząca,
Prawda w Oczykole
Scenę wnet z mroku nicości wyłania grzmot światła - niech stanie się teatr
Cztery postacie u sztuki zarania i cisza i bezruch w nich wzbiera
Wtem pęka i w pęd się zrywa namiętny Ta Pierwsza, lecz chaos ją gna
A gdzie liczb jeszcze brak tam i rytm niepojęty, na pomoc więc rusza jej Pan
Uszyty w garnitur na miarę swych manier doskoczył, ukłonił się w pas
Ta Pierwsza w rumieńce spłonęła i zwyczajem panien skruszyła się w spazm
Fatalny to romans - namiętnośc w ramionach tak chłodnych, jak chłodny jest czas
Krotka rzecz o wspinaczce i spadactwie by Oddself, literature
Literature
Krotka rzecz o wspinaczce i spadactwie
na szczycie w końcu zabrakło mi tlenu
i mgła jakaś dziwna skuła mówienie
na szczycie zabrakło nareszcie i snów
I gdy będę wspinał na szczyt ten się znów
Będę miał większe,
mądrzejsze życzenie
A to co pod spodem?
Zabrakło tlenu.
jestem zwierzęciem
co łaknie krwi
oddycha dymem
i z muz wściekle drwi
nigdy nie minę
jestem minięciem
jesteś powietrzem
zapachem snów
kimś, widmem we mgle
różnicą dwóch słów
jedno jest w piekle
drugie jest wieczne
jesteśmy trwaniem
co łaknie snów
czymś, dymem we mgle
różnicą dwóch dni
ja rodzę się dziś
ty jesteś wiecznie
na granicy słów
jesteśmy trwaniem
Król
Codziennym zwyczajem Króla jest zasiadanie. Ze stękiem i trzaskiem zasiada całymi dniami, raz po razie, a nierozłączne trzask i stęk roznoszą się mrożącym krew w żyłach echem, nie tylko po sali tronowej, ale po całym zamku. Na ten sygnał zawsze kuli się coś we mnie, źrenice rozszerzają się w gotowości
na pierwszej kartce było napisane
jak długo można to jeszcze wytrzymać?
po pierwszej kartce nastąpiła odległość
zbyt duża odległość
od czegokolwiek
po brzegi wypełniona
nikim innym
na drugiej kartce było napisane
niech ktoś mi pomoże
i po niej nie nastąpił ogólny żaden
i nastąpił ogólny
nie
i
na trzeciej kartce
też chyba miało być coś
napisane
Tęsknię często za rzędami
Tych cyprysów, w nieskończoną
Niekonieczność, ponad zanik
Prowadzących ot świadomość.
Za zapachem tej wieczności
W mgieł wzruszonych śpiew wtuloną
I za mżawką, z jej lekkości
Pijąc biłem złość spragnioną.
Tęsknię i za spacerami
Po koronach drzew i chmur i
Gwiazd płonących marzeniami
Wspanych w zwiewne wiatru chórki.
tęskno mi
* * *
Nie ma mgieł, cyprysów, mżawki,
W nieistnienia stosie śpiących
Skąd tęsknota, wspomnień
poezja nie istnieje
bo jako chwilowe
ułamkosekundowe
mrugnięcie do nasłuchujących
przerwa w transmisji zabłądzeń
i bezdomne echo
ona zdarza się raczej
wbrew trwaniu
zawsze tylko raz
i tylko jednocześnie
i tylko twarzą w twarz
i raz
za razem
wiecznie
Czasami warto, a zwłaszcza gdy zmierzcha,
Zachłysnąć się niebem, wpaść w siebie
Z powietrza,
Utonąć w jazgocie, do dna wypić chwilę
Pomylić się, zakląć świat pchlich pomyłek
Wśnić się w nieswoje i wzlecieć z kimś
Wyżej
Prześwietlić mdłe klisze i zemdleć od
Zbliżeń
I upaść i wzlecieć
I poić i bliźnić
I bluźnić i wilczyć
Krwią ziemię użyźnić!
* * *
Warto czasami, a zwłaszcza gdy świta,
Zapaść w sen dalszy,
b
czterdziesci procent zawartosci by Oddself, literature
Literature
czterdziesci procent zawartosci
pijany potykam się o próg
kolejnego zmroku
i nagle leżę
nagi i naga obok mnie
nadzieja
sina, sztywna i
zimna gdy dotykam
gdy po raz
(który?)
sprawdzam jej puls
niebo wgniata mnie
w beton i przestaje
chcieć
próbować
wstać
i z zimna zapominam
jak było wtedy kiedy nie było
teraz
wtem ona wstaje
nadzieja
podnosi się i wtyka w me usta
papieros
odpala
nawet nie otrzepuje się dokładnie
z siności i sztywności i tego zimna
odchodzi
za chwilę wstaję
wypijam do dna
tęsknotę co mi została po niej
która odeszła
i biegnę za ni
Tamte dni jak martwe ziarno
przesiewają się przez pamięć
echo które brzmi na darmo
zbędna blizna puste znamię
Tamta radość jak choroba
tak głęboka jak ten smutek
to co tam się tak podoba
tak tu przykre tak zatrute
W głębszą wciąż zapadam ciszę
w ciszy witam każde rano
a tym bardziej ciągle słyszę
tę melodię zapomnianą
Noc co już tak dawno wzeszła
świtom się uparcie broni
nieme krzyki czasów przeszłych
schodzą z deszczem między skronie
Sen co przyśnił się tak daw
to nie moje ręce, proszę pana
nie moje ścięgna naprężają się w tej dłoni
to nie mój pistolet
nie zrobiłem nic złego
stałem tam tylko
patrzyłem
widziałem
to nie moje oczy mrugnęły jak rażone prądem
jego czaszka
(jaka czaszka?)
to nie moje palce ją roztrzaskały
roztrzaskały ją marzenia niespełnione prośby
(nie byłem nawet pośrednikiem w tym tańcu ostrzy)
stałem tam tylko
patrzyłem
widziałem
mój cień mordował niespełniony sen
a płaszcz falował m
Przeniknął przeze mnie przebłogi niedosyt,
przekora przedziwna przepełnia po brzeg.
Niezdrowe pragnienie mnie niesie donikąd,
nieznane tęsknienie w niepewny pcha bieg-
a trzeba przetrzymać ten przełom przetrwożny,
znów kształty wskrzeszone wykrzesać ze snów,
pamiętać znaczenie marzenia niemego,
niespiesznie, nieznacznie zaniechać go znów-
a trzeba wciąż trwać w bezsztormowych nabrzeżach
i wciąż rzeczywistych się trzymać rozkoszy,
niemądre marzenia zaniedbać zupełnie,
niech niecna niestało&
Siedem odbić światła w kryształowych lustrach
Siedem srebrnych twarzy nad siatką sitowia
Siedem ścieżek zgarnia cicha mroczna pustka
Siedem nagich szeptów na szczycie pustkowia
Sześć białych obłoków pod kopułą nieba
Sześć pieśni łabędzich cichym mgnieniem wiatru
Sześć szpileczek bólu, sześć żyć mi potrzeba
Sześć śmierci sześć fiołków, sześć róży, sześć astrów
Pięć zamglonych zblaknięć pędzących w mdłą przestrzeń
Pię